Z miłości do sportu...




... tytuł, choć przewrotny, mało ma jednak z rzeczywistością wspólnego, tematyka sportowa jest mi bowiem równie odległa, co księżyc Ziemi. Jeszcze nie tak dawno temu ubrań sportowych unikałam niczym ognia, co rusz wciskając się w szpilki i ołówkowe kiecki, skutecznie i trwale się przy tym unieruchamiając. I egzystowałam sobie w tym skrępowaniu, tęskniąc skrycie do wygody. Tak też zaczęła się moja dresowa fascynacja. Nagle w mojej szafie zaczęły pojawiać się najrozmaitsze bluzy, fikuśne dresowe kompleciki, a na samym końcu prym zaczęły wieść sportowe buty... Zaczęłam skromnie, od jednej pary, która ekspresem zaskarbiła sobie moją miłość na tyle, żebym nocami marzyła o kolejnej. Szybko okazało się też, że sportowe buty dobre są na każdą możliwą okazję, od spaceru z psem, po egzamin. Że doskonale sprawdzą się zarówno w zestawieniu z dresem, co elegancką sukienką, a już tiulówki są po prostu stworzone do noszenia w takich kompilacjach. Tak też sercem i duszą obecnie jestem dresiarą, wzdychającą przeciągle na widok każdego sklepu sportowego. Zresztą nie ma co się dziwić - para, którą możecie zobaczyć na dzisiejszych zdjęciach, to najwygodniejszy buty, jakie kiedykolwiek miałam okazje nosić. 








spodnie - Zara; buty - Nike Free Run 5.0; T-shirt - Mozolewski for Medicine; torebka - Sabrina Pilewicz; okulary - Ray Ban; zegarek - Michael Kors MK 5304


0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

A największą popularnością cieszą się...