Yves Saint Laurent

Źródło: Filmweb
Do kina szłam pełna wątpliwości. Za dużo się naczytałam, za dużo się nasłuchałam. Ale chciałam wiedzieć, czego się spodziewać i co inni, którzy widzieli ten film przede mną, o nim sądzą. Że twórcy urządzili sobie szaleńczy bieg przez życie Saint Laurenta, że skupili się głównie na jego życiu osobistym, nie szczędząc intymnych smaczków, na widok których niejeden mężczyzna bulwersował się nieziemsko*, że w filmie zabrakło Yves Saint Laurenta jako "Geniusza, który rzucił świat mody na kolana"...

*(Yves Saint Laurent był homoseksualistą, co większości mężczyzn uważających się za tolerancyjnych i nieprzesiąkniętych homofobią, może by i nie przeszkadzało, jeśli zostałoby im podane jako suchy fakt, ale gdy przychodzi im oglądać pełne namiętności miłosne sceny rozgrywające się pomiędzy dwojgiem mężczyzn, wówczas wywołuje to w nich niewątpliwą odrazę. Piszę o mężczyznach, ponieważ wśród osób, z którymi rozmawiałam o tym filmie, to właśnie panowie dawali upust swojemu zdegustowaniu, podczas gdy wśród pań nie wzbudzało to zupełnie żadnych negatywnych emocji, wręcz przeciwnie)

Moim zdaniem twórcy tego filmu idealnie wyważyli proporcje pomiędzy światem wielkiej mody, a życiem prywatnym Saint Laurenta, dając nam dzięki temu doskonały obraz tego, kim był. Nieśmiałego mężczyzny, geniusza, wizjonera, który dzięki swoim projektom zapisał się wielkimi literami w historii mody. Rozedrganego, niezwykle wrażliwego.

Co do szaleńczego biegu przez biografię Saint Laurenta - no cóż, może to i słuszny zarzut, ale jak inaczej w dwie godziny streścić 72 lata życia. Jedynym, co mi przeszkadzało było to, że film kończy się wydarzeniami z roku 1976, nie pokazując zupełnie dalszych losów YSL.

Zupełnie nie zgadzam się z tym, jakoby film miał być bulwersujący. Odważny - owszem, rzadko kiedy mamy możliwość zobaczenia na ekranie scen erotycznych w wykonaniu dwóch mężczyzn. Jednak nie ma tu niczego niesmacznego. Najbardziej ordynarnym fragmentem tego filmu jest scena seksu pary heteroseksualnej, a nie homoseksualnej. Ten film pokazuje po prostu w piękny sposób miłość i namiętność dwóch mężczyzn, którzy w równej mierze nie potrafią żyć bez siebie, co z sobą. Nie ma tu nic bulwersującego, co więcej - życzyłabym sobie częściej móc oglądać tak piękne uczucie, czy to w kinie, czy w życiu.

Tym co mi osobiście wydało się bardzo interesujące, było pokazanie kulisów powstawania domu mody Yves Saint Laurent. Twórcy pokazali nam - zwykłym śmiertelnikom - jak wygląda od kuchni świat wielkiej mody i jakimi prawami rządzi się ten przemysł.

Na sam koniec nie mogę nie wspomnieć o wspaniałej kreacji Pierre'a Niney. Nie mogę sobie wyobrazić nikogo, kto tak dobrze pasował by do roli YSL. Nawet Luby, (który zanim poszliśmy do kina nawet nie wiedział kim Yves Saint Laurent był) kiedy dziś rano pokazałam mu zdjęcia Saint Laurenta, stwierdził, że odtwórcę głównej roli dobrano idealnie :-) Niney odwalił kawał niezłej roboty i już nie mogę się doczekać jak dalej potoczy się jego kariera, bo jego kreacja jako YSL była imponująca.

Tak więc, słowem podsumowania, gorąco zachęcam wielbicieli zarówno kina, jak i mody do obejrzenia tego filmu, bo zdecydowanie jest wart uwagi. 






0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

A największą popularnością cieszą się...