L'Oreal Shine Caresse vs YSL Vernis á Levres


Dokonałam ostatnio pewnego odkrycia. Dzięki rodzicielce, która wybierała się do Rossmanna i nie pozostała obojętna na moje błagalne wycie "Kup mi coś ładnego. Kolorowego", zostałam posiadaczką kolejnego mazidła do ust, a mianowicie Shine Caresse od L'Oreal w kolorze 101 "Lolita". Już od pierwszego wysmarowania się coś mi ten produkt przypominał, ale zupełnie nie mogłam wpaść na to, co to było. W każdym bądź razie nowa paciajka szalenie przypadła mi do gustu i praktycznie się z nią nie rozstawałam. I po paru tygodniach wreszcie mnie olśniło! Konsystencja, trwałość, uczucie na ustach w trakcie noszenia - zupełnie jak lakier do ust od YSL! Żeby się jeszcze w tym przekonaniu utwierdzić, pobiegłam po kolejny odcień, intensywniejszy, w kolorze 200 "Princess". I nie zawiodłam się. Gadanie, jedzenie, picie - nic mu nie straszne, pozostaje na ustach przez długie godziny, tak samo intensywny, jak zaraz po nałożeniu.

 
Jeśli chodzi o gamę kolorystyczną, to YSL zdecydowanie wygrywa - w regularnej sprzedaży możemy wybierać wśród naprawdę wielu odcieni, do tego również pojawiają się kolekcje limitowane. Natomiast w przypadku L'Oreal do wyboru mamy jedynie sześć odcieni.

YSL Vernis á Levres w kolorze 7 jest pięknym ciepłym koralem ze srebrnymi drobinami, na ustach wygląda na stosunkowo ciemny, ale według mnie idealnie uzupełnia dzienny makijaż. Natomiast ten w kolorze 19 to bardzo jasny chłodny róż, który na usta pozostaje prawie niewidoczny, ale kiedy nałoży się na usta najpierw korektor, dopiero potem ten produkt, można uzyskać bardzo intensywny efekt.

L'Oreal Shine Caresse w kolorze 101 jest moim zdecydowanym faworytem i to właśnie na niego zazwyczaj się decyduje, kiedy zastanawiam się co nałożyć na usta. Jest to chłodny, brudny róż ze złotymi drobinami. Mógłby się wydawać stosunkowo ciemny, ale przy moim dość intensywnym naturalnym kolorze ust, po nałożeniu wygląda bardzo delikatnie i naturalnie. Natomiast ten w kolorze 200 to prawdziwa żarówa, która nie znosi konkurencji. Jest naprawdę intensywny, a kolor trudny do określenia. Jeśli już miałabym to zrobić, to powiedziałabym, że to koral z domieszką czerwieni i pomarańczu. Idealny na lato. Ale jak mówiłam, nie znosi konkurencji, więc ostrożnie z doborem cieni i różu ;-)

 

Co natomiast tyczy się aplikacji i aplikatorów - aplikacja produktów w obu przypadkach jest bardzo prosta i przyjemna, ale to aplikatory, które dołączone są do błyszczyków L'Oreal bardziej przypadły mi do gustu - są po prostu bardziej delikatne i przyjemne w dotyku. 
 


Konsystencje mają podobną - są tak samo przyjemnie lepkie i raczej nie polecałabym nosić ich w pakiecie z rozpuszczonymi włosami w wietrzne dni, zwłaszcza tych bardziej intensywnych ;- ) Co więcej lepkość tych produktów utrzymuje się przez cały czas noszenia ich na ustach, powodując to, że gdy dociśniemy do siebie obie wargi, skleją się ze sobą, co, przynajmniej mnie, szalenie bawi :-)

Trwałość mają podobną, z tym, że w przypadku YSL jest ona nieco lepsza i błyszczyk pozostanie na ustach przez długie godziny, bez względu na ilość spożytego jedzenia, wypitych napojów, przegadanych godzin, czy rozdanych pocałunków. Shine Caresse nie jest aż tak odporny, ale również wytrzymuje na ustach bardzo długo, zwłaszcza w porównaniu do zwykłego błyszczyka, czy szminki. W przypadku produktu L'Oreal mam również wrażenie, że jest on o wiele bardziej nawilżający niż lakier do ust od YSL.

L-R: YSL nr 19, YSL nr 7, L'Oreal 101, L'Oreal nr 200
Podsumowując - według mnie Shine Caresse od L'Oreal w niczym nie ustępuje lakierowi do ust od YSL, co więcej uważam, że biorąc pod uwagę cenę obu produktów (L'Oreal 39,90 zł, YSL 136 zł) zdecydowanie warto przyjrzeć się bliżej produktowi L'Oreal.



0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

A największą popularnością cieszą się...