Niemiłość szkolna




Dziś pierwszy września i nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo się cieszę, że to nie ja muszę jutro zrywać się skoro świt i w atmosferze dojmującej tęsknoty za utraconą wolnością maszerować z nosem na kwintę w kierunku szkolnego gmachu. Ta świadomość jest mi na tyle miła, że korzystając z doświadczeń własnych, przyjaciół i Lubego, postanowiłam podzielić się z Wami dziesięcioma powodami, dla których tak bardzo każde z nas cieszy się, że to nie ono zasili jutro uczniowskie szeregi. Tak więc, zaczynamy! 

1. Palma pierwszeństwa - bezapelacyjnie - należy się pierwszym lekcjom. Nie wiem jak wy, ale ja przed godziną dziesiątą nie funkcjonuję, więc nie lada osiągnięciem było, jeśli na pierwszej lekcji w ogóle się pojawiałam. Zazwyczaj udawało mi się dotrzeć tak gdzieś na trzecią, z czego często i gęsto musiałam się tłumaczyć na każdej godzinie wychowawczej ;-) 

2. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że nie muszę już oglądać mojej nauczycielki chemii z liceum przez bite cztery godziny tygodniowo (uroki klas biologiczno-chemicznych). W szczegóły wchodzić nie będę, powiem jedynie, że nie darzyłyśmy się zbyt ciepłymi uczuciami, a po dziś dzień, kiedy widzę kobietę idącą ulicą, muszę się porządnie pilnować, żeby samochodem nie wjechać na chodnik ;-) 

3. Kolejnym powodem, dla którego szalenie się cieszę, że lata szkolne mam już za sobą, jest ta cudowna świadomość, że już nigdy nikt nie wyrwie mnie do odpowiedzi ze słowami "I co waćpanna ma mi tym razem do powiedzenia?". Nauczyciela WOSu uwielbiałam, ale ilekroć mnie raczył podobnym tekstem, nie chciało mi się nawet odrywać tyłka od krzesła. 

4. Z rozrzewnieniem wspominam rownież lekcje wuefu, kiedy to podstarzały bawidamek, który teoretycznie miał nas w trakcie tych zajęć nauczyć czegoś pożytecznego, całą swoją energię poświęcał na serwowanie nam niewybrednych żarcików, od których już na kilometr waliło seksizmem, albo na komentowanie życia uczuciowego swoich podopiecznych, w celu zaobserwowania którego przechadzał się szkolnymi korytarzami z niespotykaną wręcz częstotliwością, co rusz zatrzymując się po nową porcję najświeższych plotek ;-) 

5. Każde z nas miało wsród szkolnych przedmiotów takie, których szalenie nienawidziło, ale tylko jeden z nich darzony jest przez wszystkich aż taką żywą niechęcią - FIZYKA. Nie spotkałam dotąd kogokolwiek, kto na wspomnienie tych lekcji nie reagowałby kilkusekundowym bezdechem i paniką w oczach. 

6. Luby wspomina, jak to szalenie nie przepadał za publicznym chwaleniem się swoją wiedzą podczas ustnych odpowiedzi na lekcjach historii. Jako że jego nauczyciel miał świadomość tej niechęci, zazwyczaj pierwszym pytaniem, jakie padało z jego ust było: "A co działo się we wczorajszym odcinku Czasu Honoru?". I tym sposobem Luby miał okazję zabłysnąć ;-) 

7. Kolejną szkolną ciejawostką, która nadal żywo funkcjonuje w pamięci Lubego, jest wspomnienie pewnego małego, szarego, ceramicznego szczurka, który zdobił biurko w pracowni językowej. Ów szczurek szalenie Lubemu przypominał z pyszczka nauczycielkę, z którą miał lekcje niemieckiego. Pewnego dnia Luby nijak nie potrafił się już dłużej powstrzymać i swym jakże trafnym spostrzeżeniem się z kobietą podzielił. Co było dalej, Luby nie chciał zdradzić, ale po dziś dzień słowa po niemiecku nie potrafi z siebie chłopaczyna wykrzesać. 

8. W naszym liceum były dwie męskie toalety, z tym że w praktyce, zgodnie z przeznaczeniem, funkcjonowała tylko jedna. Druga wsród męskiej braci miała zgoła odmienne zastosowanie - tłum wiedziony głodem nikotynowym co przerwę ciągnął w jej kierunku, ażeby oddawać się uprzejmym konwersacjom i reperować nadwątlone życie towarzyskie przy "dymku". Jak wiadomo, szkoła bywa stresogenna, tak też aby ukoić skołatane nerwy, zgromadzone w toalecie towarzystwo nadawało sobie szaleńcze tępo w wyścigu po raka, odpalając jednego papierosa od drugiego i skutecznie zadymiając przy tym cały korytarz trzeciego piętra. 

9. Moja przyjaciółka wspomina, jak to przyprawienie się przez szkolny korytarz każdorazowo przypominało poruszanie się po polu minowym. Co rusz można było trafić na kogoś, z kim z przyczyn oczywistych prowadziło się wojnę zaczepno - obronną

10. I na koniec, co podpowiedziała mi przyjaciółka, a z czym się muszę zgodzić, te pierwsze dni po wakacyjnej przerwie też nie należały do najłatwiejszych. Wiecie jak trudno się skupuć na treści zajęć, kiedy to ustawiczne trzeba przyglądać się klasowym towarzyszom niedoli w celu ustalenia, jak duże piętno towarzyskie, urodowe i uczuciowe odcisnęły na nich te dwa wolne miesiące? ;-) 


Przyznać się! Szkołę wspominacie z sentymentem, czy też skaczecie z radości, że lata szkolne macie już dawno za sobą? 

Do napisania! 

PS. Pamiętacie jeszcze o Spódnicowym Facebook'u? ;-) 

2 komentarze:

 

A największą popularnością cieszą się...