Jeden krok w przód, a dwa w tył...

Czekałam. Długo na nie czekałam. I niestety się doczekałam...
Źródło
A mowa oczywiście o najnowszej odsłonie gry The Sims. Uprzedzałam, że jej premiery wyczekuję z niekłamaną ekscytacją, tak też gdy nadszedł czwarty września w te pędy wczesnym rankiem przebiegłam się Monciakiem, żeby dotrzeć do Empiku i grę nabyć (doskonale wiem, że mogę kupić ją przez Origin bez ruszania tyłka z domu, ale jestem tradycjonalistką, dla której gra bez płyty traci cały swój urok). 

Nie myślcie sobie, że przychodzi mi to z łatwością. Serce mi się kraje, że muszę to pisać, biorąc pod uwagę całe moje uwielbienie dla serii The Sims, której jestem wierna nieprzerwanie od czternastu lat. Ale trudno - zrobię to szybko, szkoda mi tracić czas i strzępić język. 

The Sims 4 jest beznadziejne. Ktoś tu schrzanił fajną grę. 

Ok, edytor Simów jest świetny - intuicyjny, można tworzyć całkowicie unikalne postacie, trochę rozczarowuje znikoma ilość cech, jakie można dla Sima wybrać, ale to jeszcze jest do przełknięcia. 

Buduje się też nie najgorzej, można bazować albo na gotowych pomieszczeniach, które łączy się ze sobą wedle upodobania, albo bawimy się i od podstaw tworzymy wszystko sami. A wierzcie mi - jest się czym bawić. Nie zapominając o tym, że to dopiero podstawowa gra i wybór jest raczej znikomy, to i tak jest w czym wybierać. Dodatkowo mamy wpływ na wszystko - wysokość fundamentów, ścian, płotów, okien, drzwi, schodów. Super. Dopóki nie najdzie was ochota na pozmienianie stylów i kolorów przedmiotów w grze, ponieważ tu czeka was niemałe rozczarowanie. Pamiętacie z The Sims 3 narzędzie, które pozwalało na projektowanie i nakładanie dowolnie wybranych tekstur i kolorów na przedmioty? Tu go nie ma. A ja naprawdę nie lubię, kiedy odbiera mi się ulubioną zabawkę i muszę być skazana na to, co do gry zostało wgrane przez programistów. Brawo. Cofamy się do czasów The Sims i The Sims 2. 

Nie chciałam się zniechęcać, stworzyłam rodzinę, zbudowałam dom, a grze chciałam dać jeszcze jedną szansę podczas rozgrywki. I wiecie co? Wkurzyłam się. Na ekranie edycji miasta macie do wyboru raptem pięć działek i cztery domy na krzyż, ale jak już na któryś się zdecydujecie i zaczynacie grać, to okazuje się, że otoczenie jest znaczenie bardziej rozbudowane. Ale nie ma się co cieszyć, bo co najwyżej można to wszystko pooglądać sobie z daleka, bo w pewnym momencie kamera nie przesuwa się już dalej - od teraz świat Simów jest cholernie ograniczony. Co więcej nie ma sklepu, szpitala, spa, ratusza... A co jest? Siłownia, park i klub nocny. Nic więcej. Marnie. I nudno. Simowie chodzą do pracy, rozwijają umiejętności i tyle. Poza tym niewiele można z nimi zrobić. Dodatkowo ciągle wpadają w różnorakie nastroje, co determinuje ich działania, skutecznie upośledzając rozgrywkę. Otoczenie nie ewoluuje, nie rozwija się, nie ma swobodnego postępu historii. 

Czego jeszcze w grze nie ma? Samochodów, basenów, małych dzieci, laptopów... Słabo, słabiutko. 

Sposób przemieszczania się Simów pomiędzy parcelami to istny koszmar - odbywa się na tej samej zasadzie, co w The Sims 3 przenoszenie rodziny pomiędzy otoczeniami, co gorsza z każdym takim przeładowaniem gry kody są resetowane i trzeba wpisywać je od początku, co jeszcze bardziej zniechęca do poznawania nowego świata. 

Grafika też jest do bani. Jest obrzydliwie cukierkowa i odrealniona. 

Jakieś pozytywy? Kod na kasę nadal pozostał ten sam

Na każdy krok w przód, który zrobili twórcy The Sims 4 pracując nad nową wersją gry, robią dwa w tył. Dawno nic nie rozczarowało mnie tak bardzo, jak ta gra. Zobaczymy, co zmieni się wraz z pojawieniem się pierwszych dodatków, ale szczerze wątpię, czy moje pokłady naiwnego i bezgranicznego uwielbienia dla serii wystarczą, żebym chciała to sprawdzić. 
Żródło

Z tego wszystkiego jeszcze najbardziej podoba mi się piosenka ze zwiastunu... 


Nie wiem jak wy, ale ja zostaję przy trójce ;-) Do napisania! 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

A największą popularnością cieszą się...