Seria niefortunnych zdarzeń


Trochę mi wstyd, że Spódnice leżą odłogiem, bo nie spięłam pośladów, nie ogarnęłam się, a rzeczywistość mnie dogoniła, przeskoczyła i zostawiła daleko w tyle. Ten jakże pożałowania godny stan rzeczy spowodowany został przez serię niefortunnych zdarzeń i wypadków, które stały się moim udziałem w ostatnim czasie.

W wyniku zmaterializowania się troski Rodzicielki o moje zdrowie, wraz z początkiem tygodnia udałam się na swoiste wywczasy w ramach NFZ-tu, ponieważ istniało realne podejrzenie, że ta znikoma ilość zwojów mózgowych, które mieszkają sobie grzecznie i bezpiecznie w mojej czaszce, odmówiła ostatecznie posługi i sukcesywnie dąży do autodestrukcji.

Tak też wykazując się odwagą (z perspektywy czasu nazwałabym to raczej brakiem wyobraźni) stawiłam się dzielnie i samodzielnie w jednym ze szpitalnych przybytków, gdzie od drzwi atakowano mnie rozmaitymi urządzeniami mierzącymi takie funkcje i parametry generowane przez mój organizm, o jakie nawet się nie podejrzewałam. W ramach uskuteczniania kampanii dezinformacyjnej poczęto nie informować mnie o tym, co jednostki biegłe w porozumiewaniu się z diabelskimi urządzeniami mogły wnioskować z ich krótkich komunikatów, wydawanych w formie czarcich odgłosów i szyfrów. Ot, polityka firmy. W zamian za to zadano mi szereg pytań, aby ocenić czy faktycznie wiem na jakim świecie żyje, a przynajmniej czy wiem, kto jest prezydentem, bo, jak się okazuje, znajomość tego faktu jest wystarczająca, by zostać uznanym za ogólnie ogarniętego. Potem w celu upewnienia się, czy aby na pewno mam właściwie rozwinięty instynkt samozachowawczy, rzucono mnie na pastwę jednego ze studentów medycyny, który patrząc mi głęboko w oczy oznajmił, jak to panicznie boi się krwi i igieł, po czym począł znęcać się nad moimi wątłymi naczyniami krwionośnymi (które w tych warunkach było szalenie ciężko zlokalizować, ponieważ cała krew już dawno odpłynęła mi do nóg, żebym mogła w razie konieczności szybciutko się ulotnić). Uzbrojona w różowy wenflonik, leżałam sobie grzecznie i z podziwu wyjść nie mogłam, że oto poją mnie roztworem soli kuchennej i jeszcze figlarnie pytają, czy aby na pewno po tym mi nie przeszło. No skoro nie, to w takim razie polatamy samolotem. Trzech chłopa mnie prowadziło do tomografu, chyba obawiali się, że mogłabym chcieć uciec. Zostałam zmuszona do pozbycia się wszelkich metalowych, bardziej lub mniej, zbędnych elementów garderoby, po czym wsadzono mnie do maszyny, a tak tłumnie zgromadzone do tej pory wokół mnie towarzystwo rozpierzchło się, jakby obawiali się co najmniej dematerializacji. Bardzo optymistyczna perspektywa. Po tych wszystkich przyjemnościach zorganizowano mi przyjemną leżącą miejscówkę z widokiem, a do elementów mojego uzbrojenia, poza uroczym wenflonikiem, dołączył jeszcze równie uroczy motylek na nos, umożliwiający mi nieskrępowane zaciąganie się życiodajnym tlenem, ale po cholerę był mi on do szczęścia potrzebny, tego nie wiem. I tak pozostawiono mnie samej sobie na długie godziny, przypominając sobie o moim istnieniu dopiero, gdy poczęłam się intensywniej wiercić, mając w planach sprawną i niezauważalną ewakuację bocznym wyjściem, kiedy to mój biedny umysł zaczęła nawiedzać obawa, że a nóż widelec będą chcieli zaproponować mi nocleg. Tak też przybytek opuściłam, wpadając w ramiona Lubemu, który zaczął już przyzwyczajać się do myśli, że więcej mnie nie zobaczy. Po całej ten eskapadzie pozostał mi tak samo upierdliwy jak wcześniej ból i parę ujęć mojej podobizny nagranych na płycie (notabene niezwykle udanych, aż zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno nie mogłabym mieć jednej z nich wklejonej do paszportu, bo na oryginalnym zdjęciu, widniejącym w tymże dokumencie, wyglądam jak dopiero co ekshumowane zwłoki).  Gdy Luby później je ze mną oglądał, nie mógł chłopak wyjść z podziwu, że w tym moim czerepie to jednak nie jest tak pusto, jak mu się do tej pory wydawało. Niewątpliwie urocza z niego istota. 

To tyle w kwestii wytłumaczenia dlaczego, niczym wyrodna matka, porzuciłam ostatnimi czasy Spódnice. A tak przy okazji, chciałam bardzo serdecznie zaprosić Was do polubienia fanpage'a Spódnic na Facebook'u, do którego link znajdziecie na górze strony w odnośnikach do social mediów, albo tutaj.




0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

A największą popularnością cieszą się...