Francuska komedia, stworzona i zagrana przez kobiety ku uciesze tychże, nosząca jakże wdzięczny tytuł, do złudzenia przypominający nazwę pod którą zamieszczam w sieci wypociny własne maści wszelakiej - no jakże mogłoby mnie w kinie zabraknąć! Na film wybrałyśmy się z Rodzicielką i - co by tu nie mówić - czas spędzony w kinowej sali bynajmniej straconym nie był.
"Spódnice w górę!" są debiutem reżyserskim Audrey Dany, notabene odtwórczyni jednej z głównych ról. Produkcja ma momenty uderzające w ubóstwiane przez babskie grono struny - łza w oku zakręci się nie raz, będąc dodatkiem do plejady wzruszeń, czy też rezultatem nieziemskiego rozbawienia. A tłem temu całemu zamieszaniu Paryż - piękny i urokliwy, jakim potrafi być tylko w filmach wychodzących spod rąk Francuzów.

Co więcej, muszę szczerze przyznać, że film mnie zauroczył. Swoim klimatem, atmosferą, kolorytem, paryskim tłem. Zaskarbił sobie moje uwielbienie przyjemnym wrażeniem, z którym wychodziłam z kina. Błogim zadowoleniem, które towarzyszyło mi jeszcze przez długie godziny po projekcji. Owszem, nie należę do osób o wyjątkowo wysublimowanym guście filmowym, sprzedajna jestem nieziemsko, jeśli film jest przyjemny w odbiorze, a ja po obejrzeniu go natychmiastowo popadam w o niebo lepszy nastrój - jestem kupiona. Zapewne jednostki nieco bardziej wymagające będą kręcić nosem, ale w całym tym zblazowaniu nie zapomnijcie o jednym - to komedia. Ma bawić, a nie zmuszać do umysłowych wygibasów. Ja oglądając ten film spędziłam miło czas i już nie mogę się doczekać, żeby móc umilać sobie nim jesienne słotne wieczory, kiedy dopada mnie chandra, bo "Spódnice w górę!" nadają się do tego idealnie.
Na koniec jeszcze parę słów o ścieżce dźwiękowej do filmu. Autorką wszystkich kompozycji pojawiających się w filmie jest Imany, debiutująca w "Spódnicach..." na polu muzyki filmowej. Jak jej wyszło? Jak zawsze obłędnie, a nagrane przez nią piosenki idealnie dopełniają przyjemną atmosferę komedii. Zresztą sami się przekonajcie ;-)
0 komentarze:
Prześlij komentarz