Na Spódnicach o "Spódnicach..."



Francuska komedia, stworzona i zagrana przez kobiety ku uciesze tychże, nosząca jakże wdzięczny tytuł, do złudzenia przypominający nazwę pod którą zamieszczam w sieci wypociny własne maści wszelakiej - no jakże mogłoby mnie w kinie zabraknąć! Na film wybrałyśmy się z Rodzicielką i - co by tu nie mówić - czas spędzony w kinowej sali bynajmniej straconym nie był. 

"Spódnice w górę!" są debiutem reżyserskim Audrey Dany, notabene odtwórczyni jednej z głównych ról. Produkcja ma momenty uderzające w ubóstwiane przez babskie grono struny - łza w oku zakręci się nie raz, będąc dodatkiem do plejady wzruszeń, czy też rezultatem nieziemskiego rozbawienia. A tłem temu całemu zamieszaniu Paryż - piękny i urokliwy, jakim potrafi być tylko w filmach wychodzących spod rąk Francuzów.  

Ale do rzeczy - film opowiada historię jedenastu (!) kobiet, których losy całkiem zgrabnie się ze sobą przeplatają. Mamy tu kurę domową, przytłoczoną rzeczywistością i gromadką co rusz deklarujących swą miłość, acz wciąż nieco uciążliwych dzieci, nad wyraz wrażliwą panią adwokat, nieco przewrażliwioną lekarkę, zadufaną kobietę sukcesu, której testosteron miesza towarzyskie szyki, z pozoru naiwną, lecz w skrytości ducha mściwą żonę, tajemniczą asystentkę, matkę przerażoną dorastaniem własnej latorośli, nimfomankę - reżyserkę, lesbijkę czyhającą na naiwne zamężne serca... Uff, dużo tego. Momentami można by nawet odnieść wrażenie, że za dużo, ponieważ w tym wszystkim nie wystarcza czasu, aby opowiedzieć do końca historię każdej z kobiet. Dużo tu niedopowiedzeń, a czasem ciekawy wątek jest traktowany zupełnie po macoszemu i ucinany w najmniej spodziewanym momencie. Bohaterki są nieco przerysowane, momentami swoim zachowaniem przypominają raczej karykatury współczesnych kobiet, niż postacie, z którymi można by się utożsamiać. I to tyle, więcej mankamentów się nie doszukałam, dłużej czepiać się nie będę. 

Co więcej, muszę szczerze przyznać, że film mnie zauroczył. Swoim klimatem, atmosferą, kolorytem, paryskim tłem. Zaskarbił sobie moje uwielbienie przyjemnym wrażeniem, z którym wychodziłam z kina. Błogim zadowoleniem, które towarzyszyło mi jeszcze przez długie godziny po projekcji. Owszem, nie należę do osób o wyjątkowo wysublimowanym guście filmowym, sprzedajna jestem nieziemsko, jeśli film jest przyjemny w odbiorze, a ja po obejrzeniu go natychmiastowo popadam w o niebo lepszy nastrój - jestem kupiona. Zapewne jednostki nieco bardziej wymagające będą kręcić nosem, ale w całym tym zblazowaniu nie zapomnijcie o jednym - to komedia. Ma bawić, a nie zmuszać do umysłowych wygibasów. Ja oglądając ten film spędziłam miło czas i już nie mogę się doczekać, żeby móc umilać sobie nim jesienne słotne wieczory, kiedy dopada mnie chandra, bo "Spódnice w górę!" nadają się do tego idealnie. 

Na koniec jeszcze parę słów o ścieżce dźwiękowej do filmu. Autorką wszystkich kompozycji pojawiających się w filmie jest Imany, debiutująca w "Spódnicach..." na polu muzyki filmowej. Jak jej wyszło? Jak zawsze obłędnie, a nagrane przez nią piosenki idealnie dopełniają przyjemną atmosferę komedii. Zresztą sami się przekonajcie ;-) 



Do napisania robaczki!

SPÓDNICOWA TWARZOKSIĄŻKA 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

A największą popularnością cieszą się...