#heforshe

Źródło


























Mam takie przemożne wrażenie, że jestem chyba ostatnią osobą, która postanowiła się w tej materii wypowiedzieć. Komentowanie newsa w tydzień po jego pojawieniu się w sieci chwali mi się niesamowicie i stanowi jedynie kolejny dowód na szczytowe rozpasanie się mojego nieogarnięcia. Niemniej zrobiłam to celowo. Całą sprawę musiałam przetrawić, żeby znowu ze Spódnic nie zrobić feministycznego poligonu.

Nie mam problemu z tym, żeby publicznie nazwać się feministką. Od momentu kiedy pierwszy raz o feminizmie usłyszałam, będąc jeszcze małym pacholęciem, zdążył on na stałe weżreć mi się w zwoje mózgowe i zdeterminować poglądy. Mimo iż sama nigdy w żaden sposób dyskryminacji na własnej skórze nie doświadczyłam, to i tak jestem na kwestie równouprawnienia wyczulona. Może i nie w skali globalnej - szczerze przyznam, że do tej pory jakoś szczególnie problemem dostępu do edukacji wśród afrykańskich plemion się nie interesowałam, jak również raczej obojętne były mi aranżowane małżeństwa, wciąż tak popularne na Bliskim Wschodzie - to już w stosunku do rodzimego podwórka i tego, co się na nim wyprawia, byłam o wiele bardziej wojownicza. Zanim zaczęłam być jednostką nieco bardziej świadomą społecznie, feminizm w moich oczach sprowadzał się jedynie do nienawiści wobec męskiej części populacji (i muszę niestety przyznać, że pomimo usilnych starań, coś nadal mi z tego okresu zostało - zawsze gdzieś z tyłu głowy kołacze mi się przekonanie, że "facet to czarcie nasienie i źródło wszelkiego zła" - ale pracuję nad tym). Z czasem w wyniku wnikliwej obserwacji zaczęłam mieć coraz większe "ale" do kobiet, a nie mężczyzn. Bo pozwalają na zredukowanie się do roli posługaczki, nieco bardziej zaawansowanego sprzętu kuchennego, sprzątaczki na usługach rozpieszczonej rodziny, która jej ciężką pracę traktuje jak coś tak oczywistego, jak obecność słońca na niebie w pogodny dzień. I to właśnie mnie wkurwia. I na to się nie będę godzić.

To kobieta jest tu winna. Winna jest każda matka, partnerka i żona, która nie pokazała i nie nauczyła swojego mężczyzny, że kobietę należy szanować, że jesteśmy równorzędnymi partnerami w życiu. Nie mówię tu o prozaicznej, iście denerwującej na co dzień, kindersztubie. Nie musisz mnie przepuszczać w drzwiach, taszczyć za mną siatek, czy pomagać wsiąść do samochodu. Traktuj mnie jak człowieka. Nie kawał mięsa. Nie gosposię, tylko i wyłącznie dlatego, że w naszej patriarchalnej, przedpotopowej kulturze z racji pełnienia określonej roli społecznej wynika stereotypowo utarty podział obowiązków i jest to w twoich oczach moim psim obowiązkiem. I nawet nie musimy od razu szumnie i z patosem mówić o równouprawnieniu. Naucz swojej dziecko, że każdego człowieka, jak również jego ciężką pracę, należy szanować. I tyle. Nie prawa kobiet, nie prawa mężczyzn - naucz je poszanowania praw i godności drugiego człowieka. I nie pozwól mu być obojętnym na jego krzywdę.

Cała akcja #heforshe ma na celu zaproszenie mężczyzn do dyskusji, która od dziesięcioleci prowadzona jest jedynie przez kobiety. Drodzy chłopcy, my sobie powiedziałyśmy już wszystko, co było do powiedzenia. Jednak żadna zmiana nie będzie miała miejsca, jeśli do współpracy nie zaprosi się drugiej strony. Całe to zamieszanie ma was na kwestię równouprawnienia uwrażliwić.

I to ma spory sens.

Nie tylko kobiety są poszkodowane w wyniku panoszenia się niezbyt pochlebnych stereotypów. To nie tylko kobiecie zabrania się decydowania o własnym ciele, dyskryminuje się ją w pracy tylko i wyłącznie dlatego, że któregoś dnia będzie matką, decyduje o tym, jak powinien wyglądać każdy centymetr jej ciała.

Was, panowie, to też dotyczy.

Rola ojca jest deprecjonowana tylko i wyłącznie dlatego, że nie jest on matką. Wciąż jeszcze patrzy się nieprzychylnym okiem na każdego mężczyznę, który decyduje się na urlop "tacierzyński". Stereotypy również zbierają swoje owocne żniwo. Od mężczyzn wymaga się bycia silnym, zdecydowanym, nieokazywania słabości, uczuć. Do tego musi być herosem walczącym o godny byt swojej rodziny. Jeśli nie dajesz rady, nie licz na współczucie, a lincz.

Owszem, ważne jest, żebyśmy mieli zapewnione równe prawa i szanse, ale myślę, że na kanwie całej akcji nasuwa się o wiele bardziej cenna refleksja - nie równouprawnienie, a tolerancja dla indywidualności. To chore, żeby kultura w której żyjemy miała determinować naszą wrażliwość, uczuciowość i przywileje. Każdy z nas jest inny, przez co wyjątkowy. A zadaniem drugiego człowieka - bez względu na to, czy jest kobietą, czy mężczyzną - jest okazywanie szacunku, bez względu na to, czy faktycznie się z kimś zgadzamy, czy nie.

Uff... Uporanie się z tym tematem, a może nawet ze swoim wyobrażeniem na temat feminizmu, zajęło mi chwilę, niemniej cieszę się, że mam to już za sobą :-) Jestem niezwykle ciekawa waszego zdania, więc chętnie przeczytam w komentarzach, co wy na ten temat sądzicie.

A na sam koniec mała ciekawostka. Pokazy haute couture Chanel są zazwyczaj nie lada wydarzeniem, nie inaczej zresztą było i podczas paryskiego tygodnia mody. Na kanwie całego tego zamieszania i przemówienia Emmy Watson w ramach akcji #heforshe Karl Lagerfeld podczas pokazu zorganizował feministyczny protest ;-) Wujek Karl śle w świat przesłanie #girlpower, więc słuchaj się wujka!


A na sam koniec, w razie, gdyby ktoś naprawdę jeszcze nie miał okazji tego obejrzeć (w co szczerze nie wierzę, nagranie bowiem panoszy się w sieci już od dawna, niejednokrotnie pewnie byliście bombardowani nim na Facebook'u) zapraszam do obejrzenia przemówienia Emmy Watson.



Do napisania! 







2 komentarze:

  1. po naszej ostatniej fb rozmowie dokonałem przeglądu wojsk, powołania rezerwistów, zakupu super nowoczesnego sprzętu niosącego śmierć. zakupiłem zapasy wody, żywności, latarki i baterie.
    tak przygotowany szykowałem się na długą i wyczerpującą polemikę przyparty do muru.
    czekałem na ten post...a gdy go przeczytałem zamarłem!

    JA ZGADZAM SIĘ Z TOBĄ :-)

    co prawda jestem zwolennikiem pracy u podstaw, a nie zorganizowanych ruchów narzucających "nowy" sposób myślenia, ale cel jest jeden. podsumuję go cytując fragment Twojego posta:
    "Nie prawa kobiet, nie prawa mężczyzn - naucz je poszanowania praw i godności drugiego człowieka. I nie pozwól mu być obojętnym na jego krzywdę."

    to tyle od męskiej szowinistycznej świni ;-)

    z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Atak przez zaskoczenie ;-) A tak poważnie, to rozmowa z Tobą dała mi do myślenia i skłoniła do głębszej refleksji nad całym tym zamieszaniem. A co do zorganizowanych ruchów i akcji, to mam wrażenie, że są one właśnie całkiem dobrym początkiem do pracy u podstaw, przemyślenia sobie paru spraw, a ewentualnych wniosków wcielenia w życie :-) Zagorzała feministka pozdrawia szowinistyczną męską świnię ;-)

      Usuń

 

A największą popularnością cieszą się...